poniedziałek, 2 stycznia 2012

Pierwszy w 2012

Sylwester w górach, kulig, ognisko, kapela góralska i oscypki, narty, bałwan i dobra zabawa. Wszystko fajnie, a treningu brak! Sumienie uspokaja myśl "Przecież mam wakacje!", to wystarcza na 3 dni. Jednak w niedzielny poranek, leżąc na łóżku, niewyspany po nocnej akcji "laptop", przypomniałem sobie pewien przesąd, który nie pozwolił mi dalej "gnić". Podobno to co robi się pierwszego dnia nowego roku ma ogromny wpływ na cały nadchodzący. To dało do myślenia. Góry są, sprzęt jest, czas start!

Noworoczne bieganie, 11km

Monotonny, trwający ponad pół godziny podbieg po ośnieżonym i miejscami oblodzonych chodniku, mijając wciąż "świętujących" Nowy Rok ludzi, o dziwo sprawił mi ogromną radość. Jak to w górach często bywa, jak jest pod górę to będzie i w dół. Chodnik ten sam więc ostrożność, aby nie wywinąć orła, wzmożona. Niemal minuta różnicy na 1km to sporo, jest nad czym pracować.

Mogę śmiało stwierdzić, że pierwszy dzień 2012 roku spędziłem aktywnie. Przede wszystkim pokonałem wewnętrznego lenia, a leń silny jest! Liczę, że taki będzie cały nadchodzący rok, czego Wam i sobie życzę!!

Ł

1 komentarz:

  1. Gratuluje Hasan , chętnie wezmę z Ciebie przykład, dalej będę męczył się na "kółeczku" do pompek.

    Życzę najlepszych czasów i bicia rekordów wszech czasów , będę kibicował Ci w Londynie podczas olimpiady. :)

    OdpowiedzUsuń